Simowe Opowieści

Simowe Opowieści

niedziela, 27 kwietnia 2014

Klątwa Elizabeth-Prolog

 Sul sul,
Obiecany pierwszy odcinek (a dokładniej prologu) Klątwy Elizabeth już jest! Historia Miji opowiadającej o siostrach, Paulin i Victorii, które wyjechały na wakacje do Isla Paradiso w pięciu gwiazdkowym hotelu i... Jednak co będę gadać, zapraszam do czytania.

Uwaga! Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za: błędy interpunkcyjne, ortograficzne i fabularne. Nic nie zmieniałam w historii. Niektóre treści mogą być nieodpowiednie dla osób młodszych. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Wróciłam do domu. Byłam strasznie zła. Straciłam pracę, chłopak mnie rzucił i do tego miałam problemy finansowe. Dobrze, że Victoria przyjechała. Co z tego, że jest młodsza? Jej to się wszystko udawało. Jest ładniejsza, chodzi na studia, dostaje stypendium, ma wielu chłopaków, że już nie ogarniam z kim chodzi, ma otworzoną przyszłość jako naukowiec jakiś tam co się zajmuję bakteriami, biolog? Nieważne. Ja nic nie potrafię. Usiadłam na kanapie, włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać jakiś serial. Nie zauważyłam jak Vica siada koło mnie i wyłącza telewizje.
-Dobra, powiedz co się stało. Kończysz dopiero za cztery godziny. A ja prosiłam, by mi nie przeszkadzano w pisaniu pracy na studia.
-Sorry Vica, mam okropny dzień. Zwolnili mnie już trzeci raz w tym roku. Teraz nie znajdę na pewno pracy na wakacje!
-Ile mam ci mówić, że ja mam kasę i ci dam.
-A ja mówiłam, że jej nie chce.
-Dobra, dobra. Wiesz co ci powiem. Idziemy na zakupy. To ci poprawi humor i pozbędziemy się twoich szmat, zaczniemy od tej bluzki.
-Co ci się nie podoba w niej? Kupiłam ją za grosze w tanim sklepie odzieżowym.
Nie chciała mnie słuchać. Poszliśmy do galerii handlowej w centrum. Mają tam super sklepy, ale jest drogo. Znaleźliśmy fajny sklep Rzeczy na Miarę, od razu mnie tam zaciągnęła. Znaleźliśmy wolny przydział.
-Dobra, zaczniemy od dołu. Tym dzwonom mówimy nie. Krótkie spódniczki są ostatnio modne.
-Czy ja wiem.
-Dobra, jasne jeansy. Jakieś trampki i do tego może... Co powierz o tej bluzce?
-Nie, zbyt odkrywa i wygląda na zbyt ciasną.
-Bo oto chodzi. Dobra coś modnego, luźnego i bym usłyszała "tak, ta bluzka jest wspaniała".
-Ja tak nie mówię.
 Musiałam przyznać, że całkiem fajnie było. Tą spódnicę i "bluzkę" (ja bym nazwała ją "chustą") jeśli to tak można nazwać to sama wzięła i znalazła jakieś koturny. Poszliśmy dodatkowo do fryzjera. Ja zdecydowałam się na coś normalnego, Vica wyglądała jak lalka Barbie. Szliśmy na przystanek metra. Vici chciała iść na jakąś imprezę do klubu, nie miałam wyjścia. Szukałam wymówki przez całą drogę w końcu mnie olśniło.
-Jaki jest dzisiaj?
-2 lipca, a co?
-Muszę oddać książkę.
-Serio? Za chwile mają tanie drinki w Plazmie.
-To zajmie tylko chwilę.
Skoczyłam szybko do domu. Dobrze, że sobie przypomniałam o książce. Tak serio to jeszcze mogłam mieć ją przez tydzień, ale nie chciałam iść na imprezę, oraz zostać sama w domu. Chciałam pobyć trochę z Victorią tak na spokojnie, sami. Kawiarnia, biblioteka czy coś.
Teraz musiałam wymyślić kolejną wymówkę. Odwróciłam się. Vic nie było, pewnie poszła za jakimś gościem czy coś. Aaach. Sięgnęłam od niechcenia dzisiejszą gazetę. Otworzyłam ją. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to kolorowy napis "Już od dziś działa nowe biuro podróży! Parasolka działa już w całym kraju i w sieci." Parasolka... Musiałam to sprawdzić. Chciałam gdzieś wyjechać od jakiegoś czasu, uciec od miasta.
Poszłam piętro niżej. Są tam komputery i można korzystać godzinę za darmo. Od razu weszłam na tą stronę. Było tam multum ofert. Hiszpania, Egipt, Turcja, Japonia... Nawet w naszym kraju jest dużo ofert. Na przykład... Isla Paradiso. Zawsze chciałam tam pojechać. Sprawdziłam ceny. W jednym z hoteli nawet prawie za darmo. Nooo... 7 tysiaków. Ale i tak taniej niż zwykle. Jest różnica między 7 tysiącami za dwie osoby, a jakiś 40 tysiaków za osobę, jeszcze w takim co się płaci tyle i czeka do wakacji kolejnego pokolenia, a nie początek miesiąca i chcesz tam jechać za tydzień. Jest to dobry hotel w centrum Isla Paradiso. Dla VIPów normalnie jest ten hotel! Tylko kasa.
-Paula, co robisz?
-Przestraszyłaś mnie!
-Oj tam. To co robisz?
-Nic... ej zostaw mnie!
Nic nie dały moje krzyki. Popchnęła mnie.
-O fajnie, planujesz wakacje.
Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-Nie weszłam tylko na chwilę i wyskoczyła mi reklama...
-Nie umiesz kłamać. Nawet jeśli to ta twoja "reklama" jest super. La Costa Verde to najlepszy hotel w Isla Paradiso! Tam jeżdżą same VIPy! To co? Wybieramy się tam?
-No nie wiem, kasy nie mamy.
-Da się załatwić. Mam dwa i pół tysiąca. Ty masz jeszcze drugie pół, co daję już trzy tysiące. Dwa tysiące jeszcze co zostało mi z studiów. Mamy pięć.
-A co z tymi dwoma?
-No to klops.
-Czekaj, jak ma twój nowy chłopak?
-Jaki?
-Ten co nam zafundował zakupy, bo chyba ta karta to nie twoja...
-Do czego zmierzasz?
-Poproś go o kasę.
-No nie wiem.
Długo jednak nie musiałam ją przekonywać. Nie wiedziałam czemu Victoria nie chciała poprosić o pieniądze. Jej obecny chłopak jest właścicielem klubu niedaleko portu. Pojechaliśmy tam natychmiast. Niebyło tam źle. Było widać, że biznes się kręci. Poprosiliśmy kelnerkę o rozmowę z właścicielem. Kazała nam czekać, więc usiedliśmy.
-Fajnie tu - próbowała mnie zagadać.
-Całkiem spoko lokal.
-Wiesz, źle się czuję. Choć do domu.
-Weź nie udawaj. A w ogóle coś zaszło między wami, że nie chcesz go prosić o kasę?
-Niech się zastanowię... Jedna noc u mnie, trzy u niego, kilka butelek win, dał mi swoją kartę kredytową i to chyba wszystko.
-Aha.
Chciałam ją jeszcze o coś spytać, ale przyszedł już chłopak Vici.
-Victoria, jak ci się tu podoba?
-Świetnie, Sebastian mam do ciebie taką malutką prośbę.
-Jasne tylko wierz. Ostatnio zostawiłem u ciebie swój portfel. Masz go?
-Tak, jasne... Mam dla ciebie. Mam go tutaj...
-Dobra Vici. Mów o co biega, bo mam mały problem w klubie.
-Wiesz... Głupio tak pytać... Mam małe problemy finansowe...
-Jasne pożyczę ci. Ile potrzebujesz?
-Cztery tysiące.
-Dwa - odezwałam się.
-Wiesz, mogę dać ci trzy. Ale mi pomożesz.
-Gadaj.
-Moja pracownica wzięła urlop niespodziewanie i nie mam kim ją zastąpić.
-Spoko...
Coś mi tu nie grało.
-Mogę na słówko? Dzięki.
Pociągnęłam ją na koniec sali.
-Czy ty wierz o co mu chodziło mówiąc "pracownica"?
-No jasne. Sebastian prowadzi klub nocny z... Jak to nazwać... Klub z rozrywką...
-Więc on cię prosił byś zastąpiła prostytutkę?!
-Taaa... Słuchaj, chcesz  jechać na te wakacje? Bo ja tak.
Zanim zdążyłam coś powiedzieć odeszła i zaczęła wypytywać Sebastiana o różne rzeczy.
-... dam ci te trzy tysiące i jedną czwartą tego co dostaniesz od klienta. Spoko?
-Spoko.
-Dobra, idź do Mary. Jest przy barze zapozna cię z sytuacją.
-Oki. Jesteś Paula. Ty idź się zabaw trochę a ja idę.
Po tych słowach poszła do Mary, która zaprowadziła ją na zaplecze. Zanim poszłam do baru coś przekąsić zagadał mnie Sebastian.
-Hejka, jesteś siostrą Victorii?
-Taaa... A ty pewnie jej facetem. Dziwi mnie trochę to, że posyłasz ją do obcych facetów.
-To czysty interes. Ja tylko zaproponowałem, ona się zgodziła.
Nie chciałam już z nim rozmawiać. Za prośbą siostry odprężyłam się i zaczęłam się bawić. Nic specjalnego. Podjadałam trochę orzeszków z baru, potańczyłam, rozmawiałam z różnymi facetami. Jednak wciąż czułam smak utraty kogoś bliskie... Odgarnęłam szybko tę myśl i poszłam się czegoś napić.
Usłyszałam czyjeś krzyki.
-Weź mnie zostaw do cholery!
-Mała, przyznasz, że fajnie było.
-Jak było, to było. Teraz mnie zostaw!
-Ale numer telefonu zostawisz?
-Czy ty możesz mnie, kurwa, zostawić?! Jeszcze ci mało?! Idź bzyknij inną laskę!
Victoria przetaczała się przez całą salę jak upita na weselu. Nawet gorzej. Podeszłam do niej.
-Wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł.
-Mam kasę... Weź mnie do domu...
-Jutro będziesz miała strasznego kaca. Mówię ci to.
Zamówiłam taksówkę. Podróż szybko minęła. Vici całą noc rzygała. Jak mówiła po każdym kolejnym pawiu:
-Przynajmniej jedziemy na wakacje.

I to na tyle. Duuużo dialogu. Historię zamierzam podzielić na pięć-sześć części i epilog. Część pierwsza za tydzień o godzinie 15.

Margaret von Cats =^.^=

Pogrywaj z Historiami

czwartek, 17 kwietnia 2014

Cytaty Madzi z pracy na Konkurs1#

Siemanko,
znów ja, czyli zaczynamy z cytatami. Chciałam coś powiedzieć, ale że nie mam co to zaczynamy!

"Mam na imię Rosalie, ale mów mi po prostu Rose. Tak jest po prostu łatwiej. Zawsze wydawało mi się imię Rosalie...tak szykownie. Więc mów mi Rose."

"-Mówię ci, nie dasz rady.
-Czemu?
-Po pierwsze, nie wytrenowano go do skakania. Tylko do galopu. Po drugie ostatnio spadłaś przy takim skoku, a to było bliżej... W ogóle co ja tu robię! Masz niedługo masz zdjęcia do filmu! A co jak coś ci się stanie to za ciebie odpowiadam!
-Wiesz co, wal się!'

"Obudziłam się w jakimś strasznym miejscu. Myślałam, że to sen. Ale nie. Pachniało okropnie! Głowa mnie bolała, ledwo mogłam się ruszać. Gdy otworzyłam oczy usłyszałam głos.
-Mówiłem, że spadniesz.
Mogłam nie otwierać oczów."

"Siedziałam tak i próbowałam się skupić na magazynie. Z gabinetu usłyszałam krzyki tej lekarki i Johna.
-Czy pan tego nierozumnie?! Nawet po rehabilitacji może ledwo chodzić, a co dopiera tańczy!
-Jutro jedziemy na światowe tournee! I tak je odłożyłem o kilka dni! Za 64 godziny mamy być w Nowym Jorku na musicalu! Gra główna rolę! A za chwilę mamy zdjęcia do filmu w Meksyku! Jak mamy tam się dostać w godzinę z Florydy!
-Czy pan jest głuchy?- spytała spokojnie choć wiedziałam, że po wstrzymuję się od krzyku.- Ta dziewczyna może już nie stanąć na nogi...
To wystarczyło. Łzy płynęły po moich piegowatych policzkach. Miałam nie tańczyć? Tańczyłam od kiedy pamiętam. Chodziłam do wielu szkół tańca... Miałam skończyć z tym co kocham? Oczywiście kochałam także malarstwo, rzeźbiarstwo, śpiewałam często na różnych światowych musicalach, jeździłam konno, ale taniec? Był dla mnie jak poezja, jak idealny roman, było to coś w czym byłam dobra. Odjechałam na wózku w kierunku wyjścia z napisem exit."

"-Jak mogłaś mi to zrobić?! Szukałem cię pół godziny!
Stał tak i patrzył na mnie jak nie wiadomo kto. W końcu postanowiłam mu się przeciwstawić.
-Wiesz co John. Jesteś moim menadżerem, prawnikiem, pewnie też jesteś kimś innym. Ale mam dość słuchania co mam robić, a czego nie. Zwalniam cię.
-Nie możesz mnie zwolnić, bo się zwalniam.
-Co za różnica! I tak nie pracujesz dla mnie i tak!"

 "Minęły trzy lata po wypadku. Chodzę, przy najmniej to mogę. Trochę kuleję. Nie zwracam już na to uwagi. Ale nie tańczę, nie jeżdżę konno, choć lekarz powiedział, że może mi to pomóc. Nie pracuję już jako aktorka, w ogóle nie pracuję. Prze prowadziłam się do małego mieszkania w Appaloosa Plains.  Uroczę miasteczko. Jak powiedziałam nie pracuję. Pieniędzy starczy mi na jedzenie, mieszkanie, rachunki i alkohol. Tak, wpadłam w alkoholizm. Ale ostatnio próbuję się leczyć z nałogu. Przy najmniej próbuje. [...] Wracałam ze sklepu. Po raz pierwszy idąc po zakupy nie kupiłam piwo. Szłam okrężną drogą do domu. Zawsze to robię. Nie zauważyłam jak wypadło mi coś ze siatki.
-Przeprasza, przepraszam. Ej!
To chyba na pewno było do mnie, na pewno. Odwróciłam się. Stał tam wysoki, przystojny chłopak. Był moim wieku, trochę wyższy. Miał czarne rozczochrane włosy i wielkie okulary. No i mega przystojny. Podszedł do mnie i trzymał w ręku moje jabłko.
-Wypadło ci. Zaraz, czy nie jesteś Rosalia Smith ta aktorka?
-Tak... tylko nie jestem już aktorką. I wolę jak mówi się do mnie Rose."

"Rozmawialiśmy przez dłuższą chwilę w parku. Głownie to on mówił, ja słuchałam. Nie wydawał mi się takim co mówi o sobie, by się przechwalać. Wydawało si się, że rzadko ktoś go słucha, jeśli już to nie interesuję się o czym mówi. A ja słuchałam z kilku powodów. 1. Choć mieszkam tu od prawie dwóch lat nie znałam nikogo prócz pana z sklepu gdzie robię zakupy, jakieś nadętej baby co mam z nią co czwartek terapię oraz jak już to czasami kojarzę kogoś z widzenia. 2.Był przystojny, zabawny, no i mi się podobał. 3. Mogłam wyżalić się komuś o swoich własnych problemach."

"Szłam na spotkanie z Mattem. Choć zaczęła się jesień było całkiem ciepło. Umówiliśmy się w parku na festiwalu. Mówiąc szczerzę nigdy nie byłam na takich festiwalach, więc mogło być ciekawie. Gdy weszłam na festiwal od razu zobaczyłam Matta. Tylko rozmawiał z jakąś dziewczyną. Poczułam zazdrość. Ta dziewczyna była bardzo ładna. Miała tylko dziwny styl. Ogolona, z tatuażem na szyi, skórzanej kurtce, obdarte czarne dżinsy z łańcuchem i czarne trapery. Ale była nawet ładna. Gdy podeszłam do nich. Matt obdarzył mnie jednym z swoich najweselszych uśmiechów.
-Rose! Dobrze, że jesteś. Poznaj moją siostrę Sarę."

"Sara była całkiem fajną dziewczyną. Była nawet podobna do Matta. Musiała gdzieś iść. Miałam nadzieje, że się jeszcze spotkamy, nie wiedziałam jeszcze jak bardzo się myliłam. Poszłam z Mattem usiąść.
-Nie mówiłeś, że masz siostrę.
-Rzadko ją widzę. Mieszka w Chicago. Z tego co mówiła przeprowadza się niedługo do Miami, więc będziemy się częściej widzieć. Mają w Miami podobno lepszą pomoc medyczną.
-Sara na coś choruję?
-Tak, ma problemy z wątrobom od dziecka. Ostatnio jest coraz gorzej. Ale Sara nie chce o tym mówić. Jak już to mówi coś w stylu "oni zawsze tak mówią, najlepiej żeby powiedzieli, że mnie wysyłają na Syberię bym się zahartowała, może poznam Kate Walker?".
Gdy mówił miałam nagle zobaczyłam obraz dawno zapomniany, tak gdzie był w ciemnym kącie mojej pod świadomości. Odgarnęłam je błyskawicznie."

"Jedliśmy, piliśmy i rozmawialiśmy. Jak powiedział nie był zbyt dobrym kucharzem, ale dało się zjeść spaghetti, jeśli można to nazwać spaghetti.. Wino było całkiem dobre. Matt okazał się niezbyt skłonny do mówienia o sztuce. Wolał mówić o nauce, to o jakieś technologii. Jednym słowem nie pasowaliśmy do siebie."

"Graliśmy w Mortal Kombat. Matt znalazł kilka piw w lodówce. Na trzeźwo gra by mi pewnie nieprzypadła do gustu, ale po pijanemu gra była całkiem spoko."

"Nie wiem co się z nim stało, nie zwracał na mnie uwagi. Przeszedł koło mnie jakby się nie znaliśmy. Wołałam go, ale nie odpowiadał. Czy to przez to co zrobiliśmy?"

"-Ale... Czemu nie mogę?! Mogę być dawcą! To tylko przetrzep wątroby!
-Panno Rosalie, przy pani stanie niemożna zrobić zabiegu.
-Przez to, że piję?!
-Nie, ta rzecz aktualnie niema znaczenia. Przy najmniej narazie.
-Więc oco chodzi?!
-Ten zabieg jest niebezpieczny dla dziecka."
"Miałam wrażenie, że świat na chwilę się zatrzymał. Dziecko? To był jeden jedyny raz."

"-Panno Rosalie, musi pani podjąć decyzję. Życie przyjaciółki lub dziecka.
-Chce ją uratować. Nawet za taką cenę."

"Powoli otworzyłam oczy. Miałam deża viu. Uśmiechnęłam się. Jednak to co miało nastąpić nie było mi do śmiechu..."

  
"-To było nieodpowiedzialne! Jak mogłaś to zrobić!? To było samolubne!
-Samolubne było, by to gdybym nic nie zrobiła, a gdy już umarła przyjść i powiedzieć, że jestem w ciąży! Czy ty nie rozumiesz?! Ona żyję!"


"Straciłam wszystko co miałam i zyskałam. Media mnie prześladują, Matt nie chce odbierać telefonu, dodatkowo zaczęły się problemy finansowe. Musiałam wyjechać. Natychmiast."

I możecie się teraz zdziwić czemu kończę. Bo to miały być najlepsze cytaty. I przy okazji tu macie streszczenie:
Rosalie Smith jest aktorką, piosenkarką i lubi konie. Jedzie by się odprężyć na koniach z swoim menadżerem Johnem (tak przy okazji on mówi w szpitalu, że ma mieć za chwilę zdjęcia w Meksyku, godzinę później, że na Florydzie i za 64 godziny w Nowym Yorku, do tego światowe tournee, czy jakoś tak to szło, czy to możliwe w takim czasie?). Spada z konia podczas skoku na krzaki cierniowe (czy tylko ja widzę, że jest tu coś nie tak?) i ma dolny paraliż nóg. Jednak po rehabilitacji znów staję na nogi. Nie chce ona zostać aktorką, wpada w alkoholizm, bla bla bla. Przeprowadza się do małego miasteczka Appaloosa Plains (co też wydaję się mi dziwne, gdyż powinna koni nienawidzić, a tam jest ich multum). Tam spotyka Matta, są przyjaciółmi, ona się w nim podkochuję jak jakaś nastolatka w fajnym chłopaku z klasy. Dowiaduję się, że ma siostrę chorującą i umierającą. On zaprasza ją do siebie na kolację, tam trochę wypijają i grają Mortal Kombat. No i dochodzi do teges-teges. Po incydencie ona do niego dzwoni, on nie odbiera jakby nie mogła do niego podejść. Na ulicy się spotykają i on mówi jej, że Sara, jego siostra, potrzebuję przeszczepu wątroby i nie może być dawcą. Za jego plecami Rose idzie do szpitala, by zostać dawcą (co mi tez nie do końca pasuję, bo alkohol powinien jej wątrobę zniszczyć, dodatkowo sądziłam, że dawca musi do przeszczepu być spokrewniony, ale na medycynie się nie znam więc nic nie mówię). I tutaj dowiadujemy się, że Rose jest w ciąży (kto się tego nie spodziewał). Musi dokonać wyboru, życie Sary czy dziecka. Wybiera Sarę. (Tak na marginesie, to bez dziecka mogło się obyć, bo okazuję się Rose złą matką, co odbiera życie nienarodzonemu dziecku, jak nastolatka co wpadła, by uratować osobę co tylko raz spotkała. Serio, dziecko?) Operacja udana, Matt zły bo mu nie powiedziała, oskarża ją, że jest samolubem, ona próbuje mu wytłumaczyć, że kiedyś miała brata, on tak samo umarł choć mogła być dawcą, jednak jej rodzice nie pozwolili bo była za młoda, nie chciała by historia się powtórzyła i on z nią zrywa (choć niebyli w takim etapie związku by można powiedzieć "zrywam z tobą"). Ona chce wyjechać, na stacji metra spotykają się znów, chwila ciszy, i do chodzi do jakże (nie)wiadomemu pocałunku.
Happy End
 Ja szczerze bym usunęła ten koniec, brata, dziecko i wgl. Wolałam bym historię z tragicznym skutkiem miłosnym, niż zasłodzony koniec pocałunkiem. Historia mi się podobała, zajęła 2 miejsce w 1#konkursie na blogu Simowe Opowieści. Gratuję Madzi i proszę o byle jaki ale jakiś kontakt czy dyplom doszedł. Dzięki za uwagę (jeśli ktoś tu dotarł).
Margaret von Cats =^.^=

Pogrywaj z Cytatami

PS. Trochę na wynikach przesłodziłam tą historię, ale całość tak wygląda :)

środa, 16 kwietnia 2014

Powród, przywitanie, informacje

Hejo!
po długiej przerwie nareszcie wracam. Myślałam by po świętach wrócić do pisania, ale znalazłam czas. Co działo się dotyczącego bloga? Trochę dużo. Jeśli chodzi o zwariowany komputer to wina starożytnego kabla. Ale i tam trzeba było dać go do konserwacji, czy coś. Nie wiem, nie znam się. Okazało się, że w komputerze było coś takiego jak złośliwe oprogramowanie. A co zrobili faceci z działu konserwacji? To co umieją najlepiej. Czyli zresetować komputer na nowo. A to znaczy, że dostałam komputer bez mojej muzyki, zdjęć (to można przeboleć bo to miałam na płytach) i gier. Wszystkie gry zainstalowane, co zajęło ok. 3 godzin. Najgorzej z Simsami, bo 2 godziny mi zajęło instalacja dodatków i akcesoriów. A jak pewnie zgadliście Simsy byłe czyste, czyli bez obiektów ze Store i bez rodzin. Głupia ja nie zrobiłam kopi rodzin. Oznacza to koniec opowieści o rodzinach Stark i White. Załóżmy, że wybuchła pierwsza wojna simowa i przez skutek wybuchu jądrowego wszyscy zginęli (albo Alice znów bawiła się maszyną do robienia plumbotów). Bardzo was za to przepraszam, ale pewnie mi nie wybaczycie. Jak na razie zamierzam dodać cytaty i historię na bloga. Aktualnie jestem w pisaniu coś od siebie w cytatach na temat opowieści więc prawdopodobnie zobaczycie notkę w weekend. W między czasie zamierzam zrobić "wiosenne porządki" na blogu. Zauważyłam, że gdzieś mi w niektórych postach litery wchodzą na fotki, zamierzam w odcinkach pododawać nazwy odcinków jak to było od odcinka pierwszego rodziny Stark i na końcu dodać Pogrywamy. I jeszcze zmienić zdjęcie tytułowe i kolorki. Tak by było wiosennie.
Margaret von Cats =^.^=
 Pogrywaj z Przywitaniami