Simowe Opowieści

Simowe Opowieści

niedziela, 25 maja 2014

Spoiler

Hejo,
zmiana wyglądu i mały spojler. Czyżby coś nowego nadciągało?
Tajemnicza Dziś Margaret von Cats =^.^=
Pogrywaj z Tajemniczością xD

Klątwa Elizabeth-część 4

Sul sul,
witam w czwartej części Klątwa Elizabeth. Jest to ostatnia część (bez epilogu, który też umieszczę). Czy uda się uratować Paulin? Zapraszam do finału.

Uwaga! Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za: błędy interpunkcyjne, ortograficzne i fabularne. Nic nie zmieniałam w historii. Niektóre treści mogą być nieodpowiednie dla osób młodszych. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Jechaliśmy w milczeniu. Po kilku minutach dotarliśmy na miejsce. Wzięłam Paulin na ręce. Teres już była przed piramidą i otworzyła drzwi. Chciałam iść tą drogą co była na mapach ale Teresa zatrzymała mnie.
-Idziemy skrótem.
-Jakim skrótem?! Mieliśmy iść piętnaście pięter, przechodzić przez wiele drzwi i ty mówisz, że jest skrót?!
-Teraz ona może w każdej chwili umrzeć.
Więc szliśmy skrótem. Dodarliśmy po pięciu minutach. Gdyby ktoś spytał się jak tam było odpowiedziałam bym: "Pamiętam tylko owoce płonące prawdziwym ogniem.".
-Połóż ją na ziemi i wsadź w jej usta owoc. Oprzytomnieje ta kilka godzin.
Zrobiłam tak.
Po kilku sekundach Paulin się obudziła.
-Victoria...
-Tu jestem...
Wstała i mnie przytuliła.
-Ja... Ja cię nie widzę...
Popatrzyłam w jej oczy. Były puste. Zawsze były w nich dwa małe ogniki, elfy, czy jak to ludzie mówią. Teraz były poste. Płynęły łzy. Z moich i jej oczu.
-Musicie się spieszyć. Niedługo może być po wszystkim.
Popatrzyłam na Teres. Niebyła już cudzoziemką. Była Cleopatrą, jej prawdziwa postać była piękna. Brak słów.
-Co... Co mamy robić... Nie wrócimy do Isla Paradiso za kilka godzin... Ona zginie...
-Weź te owoce. Niech klątwa zniknie i lud ludzki będzie spał spokojnie
Czy było w tych słowach ukryte znaczenie? Pewnie to tylko m-e-t-a-f-o-r-a. Me-ta-fo-ra. Metafora. Uczyłam się te słowo całą drogę do Egiptu. Teres wypowiedziała nieznane mi słowa w jakimś dawnym zapomnianym języku (na pewno to nie był Egipski). Poje oczy przeszyła mgła. Ostatnie co widziałam to Teres patrząca na nas z obawą co będzie później.
Nagle w moich ustach była woda. Słona woda. Nie było wątpliwości. Byliśmy w Isla Paradiso. Była noc. Paulin leżała w piasku, ja próbowałam dopłynąć do brzegu. Gdy udało mi się wyjść na powierzchnię wzięłam ją na ręce. Popatrzałam po okolicy. Byliśmy za domem Violett. Popędziłam szybko do środka. Siedziała w fotelu bujanym. Natychmiast wstała i popędziła mi pomóc.
-Daj mi owoc.
Powiedziała gdy udało nam się położyć ją na kanapie.
-Weź go!
Podałam jej z kieszeni trzy owoce które miałam. Zjadła jedno. Zmieniła się naglę o wiele młodszą i piękniejsza kobietę.
-Czas nagli. Podaj jej jeden owoc.
 Podałam jej jeden.
-Podaj jej jeden owoc. Zaraz wracam.
Popędziła z jednym do jednego z pokoi. Ja podałam kolejny owoc Paulin. Powoli się budziła. Na jej chuście było trochę piasku. Otrzepałam go i rozwinęłam chustę sprawdzając czy nie dostał się do środka piasek. W rękach miałam chustę i włosy. Wszystkie włosy. Była łysa. Zanim zdążyłam całkiem się rozpłakać obudziła się. Schowałam chustę. Uśmiechnęła się tak od niechcenia i wstała.
-Ej, gdzie idziesz?
-Nie chce mi się siedzieć na dupie i nic nie robić.
Próbowałam ją powstrzymać, ale nie chciałam robić jej krzywdy. Gdy wstała przybiegła Violett, wcisnęła w jej ręce eliksir. Paulin od razu wypiła. Przez chwilę czekaliśmy ci się stanie. Zemdlała.
Gdy nastawały ciemności nie bałam się. Dopiero teraz się boję. A czego? To co miało się stać? Sama nie wiem. Czasem mam wrażenie, że wszystko już jest ustalone z góry. Wszystko, cały nasz los. Albo ktoś nami kieruję z góry. Śmieszne. Moje ciała ogarniał ból. Wszystko mnie piekło i szczypała. Szczególnie w miejscu żołądka. Paliło strasznie. Jednak nic nie mogłam na to poradzić. sekundy zamieniały się w minuty. Minuty w godziny. Godziny w dni. Dni w lata. Całą wieczność. W końcu zaczęłam otwierać oczy. Ale nie było jaśniej. Ale były widoczne rysy różnych przedmiotów. Wstałam powoli, pierwsze co to Victoria rzuciła mi się na szyję.
-Paula...
-Mówiłam, że będzie dobrze.
Płakaliśmy razem. Raczej ona. Ja próbowałam, nie umiałam.
-Gdzie jest naszyjnik... I w ogóle co mam na sobie?
-Na szyi, nie zdejmowaliśmy go. A co do ubioru chyba nie chciałaś leżeć tydzień w tej sukni - odezwała się Violett. Była piękna w swojej postaci. - Trzeba było jeszcze obcinać ci włosy.
Dotknęłam nich. Były bardziej miękkie i długie. Teraz jest chwila prawdy. Skoro jestem nieśmiertelna i odporna na ból to zdjęcie naszyjnika nic mi nie zrobi. Wyciągnęłam rękę i zerwałam go. Nic się nie stało. Nawet nie poczułam bólu. Nic. Popatrzyłam na niego. Czułam odrazę. Zacisnęłam pięść. Został tylko proch.
-To koniec.
Victoria była nieobecna. Ani się nie cieszy, ani nic. Ale co tam. Może w środku coś czuję. Bo ja wiem. Zauważyłam lustro. Podeszłam do niego i zaczęłam się oglądać. Była bardziej sexy.
Szukałam największej zmiany. Cycki większe, oczy świecące, blada skóra, zęby bielsze.. Miałam kły. Próbowałam ustalić fakty. Czy stałam się wampirem? Wiem, że w Bridgeport są wampiry. Prowadzą kluby, są gwiazdami, jest jakaś wojna między nimi. Są jeszcze inni nadnaturalni. Wilkołaki, czarodzieje, wróżki itp. Podobno w górach jest miasto gdzie mogą żyć normalnie, jednak niektórzy mieszkają normalnie w innych miastach i się nie ukrywają lub nie pokazują swoja "naturę". Ale nigdy nie myślałam, że to mnie spodka.
-Czy tak musiało być?
-Najwyraźniej - odpowiedziała Violett.
-Czy to było jedyne rozwiązanie?
-Tak. Ale nie jesteś zwykłym wampirem. Nie działa na ciebie słońce, nie czujesz głodu, wampiry starzeją się powoli. Ty nie umrzesz. Nie będziesz miała żadnych ran, jeśli tak to zagoją się szybko.
-Zatrzymałam się w rozwoju inaczej... ALE CZEMU JA?! - odwróciłam się do niej i zaczęłam wrzeszczeć. - CZY TO MUSIAŁAM BYĆ JA?! ZAWSZE SPOTYKAŁY MNIE ZŁE RZECZY I ROZCZAROWANIA, ALE TO JEST NIENORMALNE!
Zakryłam usta dłońmi.
-Przepraszam... Ja nie chciałam...
-Rozumiem, jesteś w szoku. Musisz tu zostać i sprawdzimy jak bardzo umiesz się kontrolować i poćwiczymy. Najlepiej miesiąc.
Przytaknęłam. Miała rację. Nie kontroluję się. Poszukałam wzrokiem Victorii.Nie było jej.
-Wyszła.
-Jak to wyszła?
-Normalnie, drzwiami.
Wiedziałam gdzie jest. Pobiegłam. Nie zatrzymywała mnie. Biegałam bardzo szybko. Zanim się obejrzałam byłam już przy wodzie. Nie chciałam czekać na taxi więc wskoczyłam do wody. Pływałam znakomicie, nie tak jak przedtem. Była szybko na drugiej stronie. Szybko znalazłam się w kurorcie. Weszłam do naszego starego pokoju. Wiedziałam, że tam była. Pakowała ostatnie rzeczy do plecaka. Usiadłam na łóżku. Dopiero po kilku minutach zauważyła, że jestem.
-Hej.
-Część.
Zastanowiłam się od czego zacząć.
-Czemu uciekłaś?
Cisza.
-Brzydzisz się, że masz siostrę wampirke?
-Nie brzydzę się... Po prostu się boję.
Siedziałam do niej plecami. Odwróciłam się. Siedziała do mnie też plecami. Chciała mi się śmiać.
-To co będzie dalej.
-Nie wiem...
Znów cisza.
-Słuchaj, nie zrozum mnie źle. Ja chce to przemyśleć... Musze sobie to poukładać... To dla mnie trochę za dużo.
-Jasne... Gdzie jedziesz?
-Do domu... Za dwa miesiące rok studencki... Nie skończyłam pracy...
-Nie wzięłaś jej?
-Nie.
Znów cisza.
-Muszę jechać... Za dwie godziny mam samolot...
-Jasne. Cześć.
Nic więcej nie powiedziała.
***
Co mam powiedzieć? Minął miesiąc. Wróciłam do domu. Jednak był inny. Pierwsze co zobaczyłam to odnowiona Victoria. Przeszła na mroczną stronę mocy.
Udało nam się odnowić relację. Było ciężko, ale daliśmy radę. Ale co będzie dalej? Kto wie?

***

I to koniec historii Miji pt.: "Klątwa Elizabeth". Jeśli chcesz wiedzieć jak potoczyło się życie Paulin i Victorii zapraszam za tydzień. Będzie też moja opinia. I mam prośbę by ktoś zostawił też swoją. Bo czy tak trudno zostawić komentarz? No ale na razie to koniec, do następnego razu. Milion i jeden całusów.
Margaret von Cats =^.^=

Pogrywaj z Historiami

niedziela, 18 maja 2014

Klątwa Elizabeth-część 3

Sul sul,
dziś znów Klątwa Elizabeth, po wyjaśnieniach związane z klątwą jedziemy do Al Simhary. Jakie przygody nas tu czekają? Zobaczcie sami. Ostrzegam. Post jest krótki :P.

Uwaga! Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za: błędy interpunkcyjne, ortograficzne i fabularne. Nic nie zmieniałam w historii. Niektóre treści mogą być nieodpowiednie dla osób młodszych. Czytasz na własną odpowiedzialność.

-Czemu myślisz, że do Egiptu.
-Czysta logika, słońce tam jest wielkie, jest plagą dla wędrowców  na pustyni. Skarb może oznaczać wiele grobowców z wieloma skarbami. Może to oznaczać złote piaski, pustynie. A woda... No to wiadomo, woda jest wytchnieniem dla podróżników, jeszcze wylewy Nilu były bardzo potrzebne do rozwoju kraju w rolnictwie i handlu...
-Jesteś pewna?
-No jasne.
Violett miała podobne przypuszczenia, że płonący owoc może znajdować się w Egipcie. Prawdopodobnie chodzi o Al Simhare, jest tam najwięcej grobowców i wiele artefaktów. Musieliśmy tam się tylko dostać. Co do naszej nieobecności w kurorcie to Violetta mówiła, ze się wszystkim zajmie. Więc by dostać się do Al Simhary potrzebowaliśmy samolot. Victoria znalazła jakiś tani i szybki samolot za dwie godziny. Dostaliśmy coś do jedzenie i trochę kasy, Violett powiedziała, że to nam wystarczy. Mieliśmy się spotkać z Teresą, jest jedną z czarownic z Czarnej Rady na terenie Egiptu, zajmuję się Al Simharą. Zmieniliśmy ubrania i odjechaliśmy taksówką na lotnisko.
Podróż zajęła 10 godzin. Cały czas spałam, w sumie dużo rzeczy teraz działo się w moim życiu. Gdy się obudziłam byłam bardzo wychudzona i blada. Klątwa. Gdy spałam śniła mi się Magda, mówiła do mnie. Powiedziała mi, że nie wiem o wszystkim co się stało. Jednak nie zmienia to faktu, że trzeba się spieszyć. Oczywiście gadała zagadkami, jak każdy przewodnik duchowy. Znaczyło jednak to tyle, że nie wiem o tej zdradzie przez którą jestem podjęta klątwą. Gdybym wiedziała to bym szybciej pomarła, a tak powoli i trzeba się spieszyć. Dotarliśmy do Egiptu. Z lotniska było ok. 50 km do Al Simhary, zdążyliśmy na autobus. Raczej przyczepę z kozłami, miejscowy nas podwiózł na obrzeża miasta. Jednak wciąż musieliśmy dostać się na targ.
-Mówiłam, że trzeba było zapytać kierowcę o drogę. Trzecią godzinę błąkamy się w tym słońcu.
-Moja wina? - nie dawała za wygraną. - Najpierw niech ci Egipcjanie pomyślą o drogowskazach.
Szliśmy dalej. Pepsi prawię nam się skończyła, a to była ostatnia butelka. Zauważyłam kobietę. Może umie rozmawiać w Simlish. Z kierowcą mogliśmy się dogadać tylko tyle: "Al Simhara". Gadał jak jakiś dziwak. Ciągle wrzeszczał.
-Spróbuję spytać o drogę.
Podeszłam do niej. Była trochę stara. Na wygląd 50.
-Przepraszam.
-W czym mogę pomóc.
Na szczęście umie gadać po naszemu.
-Wie pani gdzie targ? - starałam się mówić jak najmniej.
-Prosto, około dwadzieścia minut, jest tam dużo domów. Na pewno znajdziesz.
-Dziękuję.
Starsza pani odeszła w swoją stronę. Szłam dalej z Victorią.
-Gadasz po Egipsku? - powiedziała po chwili.
-Co?
-No... Jakoś się dogadałaś z tą babą. Jeszcze po Egipsku.
-Ja tam nie umiem mówić ich dziwnym bełkotem. Może to moc klejnotu?
-Może.
Victoria nie lubiła poruszać sprawę klątwy. Choć mówienie w różnych językach może być przydatne. Dostaliśmy się wreszcie (!) na targ. Całkiem duże tłumy.
-To jak znajdziemy tą całą Teresę?
-Bo ja wiem.
-Spróbuj się dogadać z tubylcem może znają ją.
-Co ja? Google tłumacz?
Podeszliśmy do jakiegoś straganu z grubym, typowym Egipskim facetem.
-Hejka pani, popatrz co ja tu mam! Nowe, wspaniałe, tanie chusty na takie ciepłe dni jak ten!
-Nie słuchaj go dziewczyno - odezwała się jakaś babka z sąsiedniego straganu.-On to by sprzedał własną matkę by zarobić. A te swoje chusty to se wsadź! Zgaduję, że znalazłeś je gdzieś na strychu i są 10 razy droższe niż były. Nie kupuj od Arnolda panienko, nie kupuj.
-A ty weź się zamknij tymi pomarańczami stara kro...
-Dobra, dobra. Kłóćcie się następnym razem. Szukam Teresy, podobno tu pracuję.
-Pracuję? Raczej się obija! EJ TY! TERESA! ZOSTAW TE SKRZYNIE I CHOĆ TUTAJ! ZNOWU COŚ UKRADŁAŚ KLIENTOM, BO COŚ CHCĄ!
-Zamknij się stary pierniku! Nic nie ukradłam! Sam okradasz biednych ludzi!
-Ostatni raz mówiłem! Jak będziesz tak się odzywać to cię zwolnię! Wynocha.
-A weź se wsadź ten swój stragan!
Niska kobieta rzuciła w niego czymś se skrzyń które właśnie rozpakowała.
-WON!!!
-Przepraszam, jesteś Teresa?
-Tak to ja. Pewnie jesteś Paulin. Chodź na górę. Jak to mówią u nas: "Drzewa mają uszy, a tragarze gumowe ucho".
Nie było to zbyt śmieszne powiedzenie, ale pewnie przydatne i prawdziwe. Zaprowadziła nas na górę po schodach. Znajdował się tam stolik, usiedliśmy.
-W czym mogę pomóc?
Teresa była trochę niska, miała czarne włosy i ciemne, niebieskie oczy. Włosy opięła w wysoki kok, dodawało to jej kilka centymetrów. Niebyła ubrana jak kobiety Egipskie, które widziałam na lotnisku. Koszulka i szorty. Jednak była opalona jak tutejsi.
-Czy wierz gdzie rośnie płonący owoc?
-Oczywiście.
-Czyli jej pomożesz - było to raczej stwierdzenie niż pytanie.
-Nie tylko jej.
-No tak. Ale w czym może pomóc mi, im i komuś tam jeszcze jakiś owoc?
-Ma on dużo magicznych właściwości. Jedną z nich jest ogień. Mówi się, że ogień powstał gdy pierwsi ludzie znaleźli płonący owoc. Po zjedzeniu go, pestki wyrzucili w pobliżu drzewa. Zapaliło się ono po chwili i powstał ogień. Głownie są o nim legendy o powstaniu ognia. Jednak ma on także właściwości lecznicze. Nie znam planu Violett jak ma ci ma pomóc, ale z tego co wiem potrzebuję go, by przybrać prawdziwą postać, więc musi to być silne zaklęcie. Raczej eliksir.
-Nic nie wiesz co ma zrobić?
-Nie wiem. Mam wam tylko dać owoc. Nie chce znać szczegół, ani czemu potrzebujecie naszej pomocy.
Teresa zakończyła rozmowę. Było południe, straszliwy żar lał się z nieba.
-Musimy gdzieś się skryć na kilka godzin. Zaprowadzę was gdzieś gdzie się skryjemy.
Zaprowadziła nas do domu rodziny Kamel. Salah Kamel była jedna z przewodniczących Czarnej Rady. Mieszkała niedaleko targu z synami. Teres poprosiła o nocleg dla nas.
-Teraz jest za ciepło, by przebijać się przez pustynię. A w nocy jest niebezpiecznie, lepiej poczekajmy do rana.
Pokazała nam plany grobowca przez którego będziemy musiały się przebijać po owoce. Jakby na targu niemożna było kupić tego owocka.
Salah powiedziała nam, że za bardzo wyglądamy na cudzoziemki, musieliśmy się przebrać w tutejsze ciuchy. Znalazła jakieś dwie sukienki dla nas. Ja wygrałam tą zieloną, Victoria niebieską. Dostaliśmy jeszcze chustki na te słońce. Zbliżała się pora kolacji. Usiedliśmy w salonie. Rozmawialiśmy o takich tam. Pogoda, widoki itp. Gdy rozwinęłam temat co będzie dalej Victoria niezbyt chciała mnie słuchać.
-Wiesz, jak wrócimy to może byśmy przeprowadziły. Co myślisz o Starlight Shores. Wiesz, ciepło, plaża, wielkie gwiazdy. Można by było otworzyć własny biznes. Zawsze chciałam być krawcową...
-Serio? Przecież nie interesujesz się modą.
-Ale tworzyć własny styl to co innego. No wiesz, można by też kogoś poznać. Albo wiem. Bar szybkiej obsługi z wiesz, z opcją zamawiania w samochodzie jak w McDonal...
-Co mówiłaś? Chcesz kogoś poznać? Nie chodzisz z Mattem?
-No... Już nie. Zerwał ze mną. Pewnie miał inną... Szkoda. Ale przebolałam...
Wstała. Ukrywała coś...
-Ej! A ty gdzie. Na kolację będzie coś po Egipsku.  Nie chcesz skosztować tutejszej kuchni?
-Ja... Nie jestem głodna... Muszę... Muszę się położyć...
-Okey.
Wydawało się to dziwne. Coś mi mówiło... Nie. To nie może być prawda. Musiałam się upewnić. Poszłam się upewnić. Dostaliśmy osobne pokoje, ja na górze, Victoria na dolę. Nie miałam odwagi zapukać. Przyłożyłam ucho do drzwi... Płakała. Weszłam po cichu. Słyszałam szepty. Nie, ktoś nie szeptał, to były myśli.
-Victoria...
-Jak tu... weszłaś? Zamknęłam na... klucz.
-Nie wiem. Może mam nadludzką siłę?
-Przestań... Przestań żartować... To jest... To jest poważna sprawa... Życia i śmierci...
-Też tak myślałam. Ale wiesz co? Totalna kicz! No sory. Klątwa? No kto to wymyślił? Nie mogli od razu tego zniszczyć? Było by lepiej jakby nawet ktoś się poświecił i to zniszczył. Wiesz jak w tym się śpi? Uciera jak cholera. Ale zawsze mogło być go...
-Ale to moja wina...
-Taaa, domyśliłam się. Nie wiem jak i poco. I nierób z tego jakiegoś głupiego dramatu.
Usiadła na łóżku i zaczęła mówić.
-No bo... Z Matem...
-Wiedziałam.
-Chodziłam do akademika. Mieliśmy ten sam... Nie wiedziałam, że to akurat "twój"Matt... Jest przecież wiele takich kolesi o takim imieniu! No i zaczęło... Jak się... Jak się dowiedziałam to powiedziałam... powiedziałam, że to koniec. Ja... Ja nie wiedziałam...
Patrzyłam na nią. Nie czułam złości. Czułam współczucie. Jej słowa były szczere. Łzy spływały jej po policzkach. Kto wie ile musiała przeżyć. Czy można oskarżać kogoś za naiwność? Usiadłam koło niej i przytuliłam.
Szłam po schodach. Dziesięć stopni. Było ciemno. Nikogo nie było. Tylko ja i ciemność. Kuchnia. Ktoś robił sałatkę. Zostawił nóż. Wzięłam go. Otworzyłam drzwi. Nie spała. Obiecałam sobie, że zrobię to po cichu, bez krzyku i krótko. Stała do mnie tyłem. Zdejmowała chustę. Chciała się przebrać. Nie zrobi tego już nigdy. Wycelowałam. Nagle odwróciła się. Krzyk. Nie Słyszałam go. Obraz się zamazał bardziej niż zwykle. Stał się czarny. Usłyszałam krzyk. Może to był mój.

Krzyk z moich ust był przeraźliwy. To niebyła moja siostra. Celowała we mnie nożem. Miałam wrażenie, ze za chwilę rzuci i wszystko się skończy raz na zawsze. Zamknęłam oczy. Krzyk. Jednak krzyczał ktoś inny. Otworzyłam je powoli. Leżała bez ruchu. Drzwi się otworzyły.
-Co się stało?! Mów!
-Ja... Ja nie wiem... Ona... Ona chciała... Chciała mnie zabić...
-Wiedziałam, że powinno się go zniszczyć. Po co czekać aż się ją uratuję?! Bierz ją. Jedziemy.
Nie wiedziałam o co jej do końca chodziło, ale wypełniłam rozkaz. Wzięłam Paulin na ręce. Popatrzyłam na jej twarz. Była chuda i blada. Na zewnątrz czekał już jeep. Weszłam na tylne siedzenie. Paulin ciągle leżała bez ruchu. Jakby umarła. Nie zauważyłam kiedy odjechaliśmy. Przez okno widziałam zbliżające się piramidy.
-Co teraz zrobimy?
-Musimy się dostać się do Piramidy Płonących Piasków.

***

I oto koniec! Nie żartuję. To koniec części trzeciej. Dziękuje za uwagę. Zapraszam za tydzień na czwartą i ostatnią część (prócz epilogu) Klątwy Elizabeth. Zapraszam. Czytajcie, komentujcie, obserwujcie. Milion i jeden całusów.
Margaret von Cats =^.^=

Pogrywaj z Historiami

niedziela, 11 maja 2014

Klątwa Elizabeth-część 2

 Sul sul,
hejka wszystkim. Tym razem część druga :). I oczywiście tym razem dowiemy się o tej całej klątwie. Zapraszam do czytania. (+ trochę o Władcy Pierścienia :D)


Uwaga! Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za: błędy interpunkcyjne, ortograficzne i fabularne. Nic nie zmieniałam w historii. Niektóre treści mogą być nieodpowiednie dla osób młodszych. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Minęły trzy dni od przyjazdu. Gdyby ktoś zapytał mnie co robiłam przez ten czas odpowiedziałam bym: wypoczywałam. Było wspaniale. Drinki, SPA, joga, wycieczki po wyspie. Zwiedzałam głównie sama. Victoria mnie unikała. W końcu poszliśmy razem na plażę. Znaleźliśmy jakąś na drugiej wyspie. Głównie się opalaliśmy. Jednak po czasie poszliśmy do wody. Nie wiedzieliśmy, że jesteśmy obserwowane.
Zaczęło padać. Wyszliśmy z wody. Vici przez całą drogę komentowała mój brak stylu. Tak było też teraz. Jednak natychmiast zmieniła temat.
-Paula, zaczepiło ci się coś o kostkę.
Dopiero teraz zauważyłam piękny naszyjnik. Wisior był wypełniony małymi białymi diamentami. To była czysta biel bez odcienia szarości. Jednak najpiękniejszy był niebieski kamień, było się można na niego patrzeć godzinami, coraz głębiej i głębiej... Klejnot był pewnie wiele warty.
-Jak myślisz, ile dostaniemy w lombardzie?
-Powinniśmy oddać go policji. Może wypadło komuś z jachtu czy coś....
Zakręciło mi się w głowię. Spojrzałam znów na kamień. Patrzyłam głęboko w niego.
-Jak myślisz pasował by mi?
-Och, najpierw chcesz go zanieść na policję, teraz myślisz czy ci pasuję. Nie poznaję cię.
-Nie... Tak tylko pytam, ładny jest po prostu.
-Nigdy nie mówiłaś tak o biżuterii. Jak chcesz to go przymierz i oddajmy go policji. Pewnie ten milioner już go szuka dla swojej kochanki.
Założyłam naszyjnik. Był ciężki bardziej na szyi niż na kostce.
-Ładnie wyglądasz.
Jednak już tego nie słyszałam. Zakręciło mi się w głowie, widziałam potrójnie. Zemdlałam.
-Paula, Paula... Słyszysz mnie?
Oparłam się na rękach. Wciąż kręciło mi się w głowie. Widziałam przez mgłę. Victoria siedziała koło mnie. Nie zwracaliśmy uwagi na deszcz.
-Tak. Chyba. Co się stało?
-Zemdlałaś. Ale na kilka sekund. Pewnie to przez słońce. Wciąż chcesz się opalić. Mówię ci, idź do solarium.
-Taaa... Może masz rację.
Pomogła mi wstać. Zabraliśmy swoje rzeczy i poszliśmy w stronę drogi, by zamówić taksówkę.
Po chwili zobaczyliśmy starszą panią. Szła w naszą stronę. Zatrzymaliśmy się wszyscy kilka metrów przed sobą. Patrzeliśmy na siebie podejrzanym wzrokiem. Jednak po chwili zauważyłam, ze patrzy się na klejnot. Może to był jej? Może znała właściciela? Może zastanawiała się czemu noszę taki ładny przedmiot przy takim źle dobranym stroju? Albo jest przestępcą, kieszonkowym czy coś. Jednak powiedziała niewyraźnie:
-Zaczęło się.
Popatrzyłam na Victorię. Miała minę zakłopotaną, próbującą zrozumieć co ta pani szepcze. Wydawało mi się to dziwne. Zawsze byłam przygłucha, a staliśmy w tej samej odległości.
-Chodź.
Odwróciła się i poszła. Ja za nią. Vica złapała mnie za rękę.
-Co ty robisz?! Idziesz za tą babą?! Ona może być naćpana, może być bandytą, pedofilką, chora psychicznie czy coś!
-Mam przeczucie...
Znów szept. Każę się spieszyć. Idę za starszą panią, tym razem Victoria mnie nie powstrzymuję. Byliśmy w tyle. Jak na babcię to szybko się ruszała. Gdy otwieraliśmy usta, by się coś zapytać mówiła: "Najpierw dojdziemy, wtedy pytania". Bałam się jej. Nawet nie zauważyłam gdy przestało padać. Doszliśmy po godzinie, może dwóch, może tylko pół, do małego domku. Wyglądał jakby miał się za chwilę zawalić. Nierosły tu palmy. Tylko stare uschnięte drzewa...
-Chodźcie. Drzewa mają uszy.
-Wariatka, mówiłam ci Paula.
Jednak bez gadania weszliśmy do środka. Wnętrze było strasznie zagracone. Obrazy, słoiki, stare zakurzone książki, dziwne figurki, stara sukienka, pamiętam, że moja babcia miała podobną. Starsza pani siedziała na bujanym fotelu i wydawało się, że spała. Same usialiśmy na dziwnej sofie.
Jednak zauważyłam, ze nie spała. Patrzyła się na nas. Na mnie. Na klejnot.
-W... w czym możemy pani pomóc? -odezwałam się. Nie znosiłam ciszy i napięcia.
-Ja potrzebuję pomocy? Raczej ty.
Nerwowa cisza. Sekundy zamieniały się w godziny. Jedna... Druga... Trzecia...
-Ale w czym może nam pani pomóc. Nie mamy żadnych problemów. - Victoria daję do zrozumienia, że nie rozumie.
-A klątwa?
Znów cisza... Jedna sekunda... Druga... Trzecia... Czwarta... Piąta...
-Klątwa?! Dobra, na 100% jest pani naćpana lub chora psychicznie. Jeśli nie to jedno i drugie. No hello! Nagle przychodzi jakaś babka, gapi się na nas, zaprasza do siebie i gada, że drzewa mają uszy. Pewnie w piekarniku masz ciastka z ziółkami.
-Z tymi drzewami to przenośnia, metafora jeśli wolisz.
-Meta... co?
-A nawet jeśli mam tą całą klątwę to na czym ona polega?
-Paula!
-Ej, no weź! Lubię historię. Takie stare opowiadane przy kominku przez babcię. Ty też lubiłaś jak byliśmy małe.
-Ale jak byłam mała. Każde dziecko lubi słuchać historyjek opowiadanych przed snem.
-Dobra, dobra. To co, możemy usłyszeć tej historii o klątwie, skąd jest i wgl? Bo zawsze taka jest. Szczególnie w książkach o klątwach.
-Dobrze opowiem tam...
"Działo się to około pięćset lat temu, w Barnacle Bay. Mieszkała tam zamożna rodzina Wealth. Grace i Samuel Wealth. Mieli także małą córeczkę Felicję. Mieszkali jak królowie. Samuel prowadził podwójne życie. Był piratem. Oraz jak to bogacz miał wiele kochanek w służbie domowej. Samuel spędzał każdą noc z inną pokojówką, kucharką i opiekunkami córki. Jedną z nich była Elizabeth, miała 16 lat. Pracowała u nich z siostrą jako pokojówka. Była niewidoma. Bardzo zakochała się w Samuelu. W wzajemnością. Po dwóch latach uciekli razem do Isla Paradiso z dużą częścią majątku. Samuel nie skończył z piractwem. Pewnego dnia przywiózł z wyprawy naszyjnik. Łańcuch był z białymi klejnotami i wielkim niebieskim kamieniem. Powiedział do niej, że gdy patrzył na niego myśli o jej oczach. Naiwna była. Wierzyła w jego miłość, słowa, jak bardzo ją kocha. Pewnego dnia przyjechała w odwiedziny jej siostra. Elizabeth nie wiedziała, że kiedyś było między nią, a Samuelem. Dowiedziała się o tym w chwili zdrady. Po kolacji, Elizabeth szykowała się do spania. Od jakiegoś czasu kłóciła się z Samuelem. Spali oddzielnie. Chciała się pogodzić z nim więc ubrała naszyjnik podarowany przez niego. Gdy chciała wejść do sypialni, poczuła dziwne uczucie. Przyłożyła ucho do drzwi. Słyszała podekscytowane głosy siostry i Samuela. Czuła znajomy zapach wina i lawendy. Nie musiała być widomy by wiedzieć co się stało. Dotarło do niej, że jej ukochany, którego szczerze kochała jest podłą świnią i kobieciarzem. Co do siostry nie myślała o tym żeby zrobiła jej takie świństwo. Wybiegła z domu w sukni do spania i naszyjniku, powędrowała na plaże. Długo płakała. Jej myśli powędrowały do naszyjnika. Był dla niej wyznaniem miłości. Przeklęła jego, siostrę, naszyjnik i siebie. Weszła w wodę nie bacząc na zimno i deszcz. Zanurkowała i walcząc z siłą woli nie wynurzała się. Utonęła. Samuel i jej siostra zginęli niedługo potem. On umarł przez truciznę, jedna z jego kochanek mu dała, siostra natomiast nie mogąc sobie wybaczyć, że przez nią jej siostra umarła, zadźgała się nożem. Klejnot zaś był przeklęty. Ktokolwiek zdradzony przez dwie sobie najbliższe osoby i założy klejnot, nawet nieświadomy zdrady, lub tej dalekiej, z przeszłości. Wiele osób padło już przez Klątwę Elizabeth. Czasem objawiała się często, czasem rzadziej. Czarna Rada czasem miała nadzieje, że kamień zniknął wraz z klątwą, jednak ona ciągle trwa. Oto Klątwa Elizabeth."
Siedzieliśmy w ciszy. To co usłyszałam było trochę straszne. To niebyła zwykła historia. Było w niej coś prawdziwego.
-Dobra, wszystko jasne. Ona jest wariatką. Dzwonię po psychiatrę.

Wyciągnęła telefon. W jednej chwili zaczął płonąć. Odrzuciła go natychmiast z krzykiem. Gdy spadł na podłogę natychmiast przestał. Podniosła go, był chłodny.
-Kim jesteś do cholery?!
-Nazywam się Violett, jestem przedstawicielką Czarnej Rady.
-Że co czarnej?
-Czarnej Rady- odpowiedziałam.- W Władcy Pierścieni była Biała Rada, tu mamy Czarną Radę, trzeba mieć jakieś skojarzenie, ta Biała miała ona na celu pokonanie Saurona. Wiem, że nie czytałaś książek, ale filmy to oglądałaś. Sama mnie namawiałaś byśmy poszły na to do kina i na kupno płyty z edycją rozszerzoną, no i jeszcze jak się cieszyłaś, że wychodzi Hobbit...
-Okey, mamy przed sobą Gandalfa, ty będziesz Frodo, a ja mogę być Samem. Dobra, no to kierunek Rivendell! Może po drodze spotkamy naszych dwóch towarzyszy, Meriadoka i Peregrina! A może od razu do Mondoru?!
-Przestań się wygłupiać Victoria, to właściwie czym się ta Czarna Rada zajmuję?
-Sama zaczęłaś temat - dała mi kopniaka w kostkę.
-Czarna Rada ma na celu odszukaniu i zniszczeniu magicznych przedmiotów i artefaktów o potężnej mocy. Jeśli jakaś osoba zostanie objęta klątwą musimy mu czy jej pomóc. Jestem jedna z pięciu czarownic...
-Czyli jesteś czarownicą!
-... zajmuję teren Isla Paradiso. Jesteśmy pod różnymi postaciami. Jedną z największych plag jest klątwa Elizabeth. Od 1897 klątwa się nie objawiła więc sądziliśmy, ze kamień został zniszczony. Jednak dla bezpieczeństwa wciąż go szukaliśmy. Kolejną ofiarą była Magdalena Jones w 1996, naszyjnik z klejnotem wraz z nią spoczywał na dnie morza. Aż do dziś. Dziś znów klątwa znów działa. Niedługo zbierze żniwa. Trzeba działać. Zanim będzie za późno.
-A ja ciągle myślę, że jesteś wariatką.
-A ja nie.
-CO?!
-Po pierwsze, historia mnie przekonuję. Dwa, nie dziwię się, że jestem podjęta klątwą. Wiele razy zostałam zdradzona... No i trzy. Moje dziwne zachowanie po załorzeniu naszyjnika... Czy on cały jest zaklęty czy tylko klejnot?
-Klejnot, był dla niej...
-Dobra, dobra wiem. Wyznanie uczuć. Bla bla bla. Więc jak pozbyć się tej zarazy?
-Zniszczyć.
-Tak po prostu? Zgaduję, że tam gdzie został zrobiony. Czyli to Mordoru mój kochany Samie Gamgge!
-Przesadzasz.
-Tak trzeba go po prostu zniszczyć. Wystarczy ciach! i już. Żadnej określonej pory i miejsca.
-No to na co czekamy. Już chciałam szukać skrótu do Rivendell po naszą drużynę.
-Jeśli zdejmiesz naszyjnik lub go zniszczymy umrzesz natychmiast...
-Pocieszenie.
-... więc musisz go zdjąć.
-Przecież umrę.
-Trzeba z ciebie zrobić istotę odporną na ból i śmierć. To jedyne rozwiązanie.
-Minusy i plusy.
-Minus, śmierć trzech osób i może w przyszłości więcej. Plusy to uratowanie od rąk śmierci.
-Ale...
-Oj tam Victoria, żadne ale. Jak mam wygrać ze śmiercią no to na co czekamy! Zawsze jakaś przygoda!
-Więc dobrze, plan jest taki. Moja moc w tej postaci jest za mała by ci pomóc. Potrzebuję płonący owoc. Potrzebuję go do eliksiru dla ciebie i dla siebie bym mogła go przyrządzić.
-Gdzie go znajdziemy?
-Ciężko powiedzieć. Możecie się spytać Magdaleny, została ona w połowie uratowana. Jest duchem, wie wszystko dzięki kontaktu z światem umarłych, przychodzi na ten świat przy zachodzie słońca. Za godzinę się pojawi, musicie iść.
Wstaliśmy, Victoria wciąż niewierzyła. Nic dziwnego, była naukowcem, co poradzić. Była już na zewnątrz.
-Mam pytanie. Czy są jakieś... objawy klątwy?
-Tak, nie mamy pewnie wszystkich informacji, ale z tego co wiemy jest to omdlenia, powoli będziesz ślepnąć, majaczenia, zawsze są myśli samobójcze, próby samobójcze, prawie zawsze kończy się samobójstwem...
 -Pocieszenie.
Mieliśmy dostać się na cmentarz dla dzieci. Pewnie smutne miejsce, pełne kwiatów i łez rodziców. W końcu dotarliśmy. Były trzy groby.
-Dobra jesteśmy. Mamy coś specjalnie powiedzieć by się pokazała?
Nie trzeba było nic mówić. Gdy słońce kąpało się w morzu pojawiła się młoda postać. Była to nastolatka, może miała gdzieś 16-17 lat gdy umarła? Szła (?) wprost na nas.
Zatrzymała się i popatrzyła na nas. Uśmiechnęła się.
-Czego tu szukacie.
-Wysłała nas do ciebie Violetta. Potrzebujemy twojej pomocy.
Od razu zmieniła ton głosu, czyżby płakała?
-Czyli klątwa trwa nadal. Gdybym nie popełniła błędu dwóch niewinnych ludzi by nie zginęło. Koło mnie leżą ich groby. Moja dusza została jednak uratowana od potępienia.
-Ale jak to?
-Pogrzeb zawsze jest końcem rozdziału i książki naszego istnienia, nawet bez ciała. Jeszcze przed pogrzebem Violett uratowała mnie. Inaczej byłam by duchem bez ciała. Byłam by wciąż w tym świecie, czułam bym ból i cierpienie. Niewidoczną duszą, tak jak wszystkie.
-Potrzebujemy płonący owoc. Wiesz gdzie go znaleźć.
Słońce już zachodziło, postać Magdy powoli znikała.
-Tam gdzie słonce jest duże i piękne, zarazem plagą, złoto na wyciągnięcie ręki, tam gdzie tylko wytchnieniem jest woda.
Znikła, zdążyłam usłyszeć jej szept: "Powodzenia". Victoria patrzyła na mnie bez słowa. Umiałam powiedzieć tylko jedno.
-No to chyba jedziemy do Egiptu.

***

I koniec części drugiej. Taka ciekawostka. Nazwisko Samuela oznacza po angielsku bogactwo. Taka ciekawa ciekawostka :P. A co myślicie o reklamie Władcy Pierścienia ( dla mnie była trochę na siłę) ? Czekam na wasze komentarze :). Czytajcie, komentujcie i obserwujcie. Milion i jeden całusów.
Margaret von Cats =^.^=

Pogrywaj z Historiami

niedziela, 4 maja 2014

Klątwa Elizabeth-część 1

Sul sul,
witam w pierwszej części "Klątwy Elizabeth". Ta część mało wnosi do fabuły prócz początku. Więc można ją nie czytać :P.

Uwaga! Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za: błędy interpunkcyjne, ortograficzne i fabularne. Nic nie zmieniałam w historii. Niektóre treści mogą być nieodpowiednie dla osób młodszych. Czytasz na własną odpowiedzialność.

Tydzień później byliśmy już gotowe do wyjazdu. Victoria kupiła mi sukienkę i stój kąpielowy. Dzień po "incydencie w klubie" kupiłam w biurze podróży dla nas wakacje. Dzień wyjazdu był w Bridgeport pogodny. Czekaliśmy na taksówkę. Rozmawialiśmy tak od niechcenia o różnych takich. Vica jakoś ostatnio unikała rozmów. Gdy taksówka przyjechała spakowaliśmy walizki do bagażnika i pojechaliśmy na lotnisko.
Lot samolotem był przyjemny. Kilka razy tak podróżowałam. Przy lądowaniu zobaczyliśmy piękne wyspy Isla Paradiso. Wielu przewodników mówi, że nie wszystkie wyspy zostały jeszcze odkryte. Ale to pewnie bujda. Dojechaliśmy spokojnie do La Costa Verde. Był to piękny kurort z palmami w stylu hiszpańskim.
Weszliśmy do środka. Było tam cudownie. La Costa Verde miała piękne wnętrze. Pachniało wanilią. Recepcjonistka powitała nas.
-Pewnie panię Queen? Witam w La Costa Verde. Pokój już czeka. Zapraszam także do naszego SPA i na zajęcia jogi.
-Super, czy jest to wliczone w cenę?
-Niezupełnie. Ale mają panie pakiet VIPa i mogą korzystać ze zniżką i nawet za darmo na niektórych pakietach. Joga jest natomiast dla wszystkich urlopowiczów naszego hotelu.
Angelica, recepcjonistka, zaprowadziła nas piętro wyżej. Znajdował się tu nasz pokój. Zostawiła nas same. Victoria od razu poszła "eksplorować" łazienkę. Ja zajęłam łóżko i zaczęłam wyciągać ubrania do szafy. Było tam wiele moich koszulek fanowskich Katy Perry czy Rihanny, takich normalnych, co Victoria nazywa "szmatami", oraz te co mi kupiła. Było tam kilka sukienek. Ułożyłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Ostatnio ciągnie mnie do kryminałów. Vici wybiegła nagle z łazienki, tak mnie przestraszyła, że opuściłam książkę.
-Popatrz co znalazłam! W łazience są darmowe cuksy! Są truskawkowe... i miętowe!
-A nie pomyślałaś... och, weź to nie jedz. To małe mydełka.
-Czemu dopiero teraz mi to mówisz?!
Po przygodzie z mydełkami postanowiliśmy wyjść na zewnątrz. Znajdowała się tam siłownia, stołówka... wiecie ile tam było żarcia? Śniadanie, obiad, lancz, kolacja, deser, dla dzieci, chińska, dla weganów... Oczywiście wszystko wspaniale pachniało i pewnie smakowało. Z tyłu był wielki basen z barem w wodzie i wodospadem. Były też trochę dalej mniejsze pokoiki dla gości. Ja kupiłam pokój dla VIPów, by wynagrodzić pewne okoliczności Victorii. Dalej był łuk weselny, ścieżka ognia, jacuzzi, ławeczki i piękny widok na morze. Ja oczywiście wypróbowałam ścieżkę ognia. Vici była już w stroju kąpielowym i wylegiwała się w jacuzzi.
Wkrótce sama przebrałam się w stój i poszłam popływać. Victoria już coś wybierała w barze. Mogę szczerzę powiedzieć, że się dziwię, że jest tu zgoda, by pływać po pijanemu w basenie. Ale okej. Sama poszłam coś wypić.
Zawsze byłam blada. Czas to zmienić. Wzięłam ręcznik, krem do opalania i jak ja to mówię "dzięki temu słońce jest bliżej ziemi". Ułożyłam się niedaleko jacuzzi i zasnęłam. A teraz opowiem tam historię. Pewne zamożne młode małżeństwo kupiło miesiąc miodowy w tym hotelu. Kobieta poszła do pokoju się przebrać. Jednak długo nie mogła wybrać odpowiedniego stroju. Jej mąż, Mick, poszedł więc sam na basen. Spotkał tam młodą dziewczynę o imieniu Victoria. Miał ochotę na trochę zabawy, więc postanowił ją poderwać. Ta młoda dziewczyna, Victoria, była łatwym celem, gdyż się trochę upiła w barze. Sama się do niego kleiła. Jednak Emma, bo tak miała na imię młoda mężatka, wybrała już odpowiedni strój i wyszła popływać z mężem. Jednak zobaczyła go jak całował, bardzo bardzo bardzo, namiętnie inną kobietę.
Prawdopodobnie była awantura i rozwód ale to już inna bajka. Victoria jednak nic nie zrobiła z stratą towarzystwa. Szybko uczepiła się kogoś innego. Nawet go zaliczyła.
Ja sama chciałam wreszcie uciec od uczuć po zerwaniu. Wciąż pamiętam ten telefon...
"-Hej Matt...
-Słuchaj Paulin, to koniec. Nie dzwoń,  nie odwiedzaj mnie, a jeśli spotkasz mnie to udawaj, że mnie nie znasz. Cześć.
-Matt... O co chodzi? Jeśli chcesz to skoczyć... to.... to powiedz o co poszło? Masz... masz inną?
-Nie pytaj o nic."
Kilka minut później zwolnili mnie z pracy. Victoria nic nie wie. Pewnie powiedziała by coś w stylu "nie był ciebie wart". Miała by po części rację. Ale było nam dobrze. Nigdy z kimś takim nie byłam. Ale to przeszłość. Czas zacząć nowy rozdział w życiu. Nawet nie zauważyłam gdy byłam już w łazience publicznej z ratownikiem.
Zbliżał się wieczór. Zjadłam coś w bufecie (były pyszne krewetki) i poszłam się dalej opalić. Gdy się ściemniło poszłam rozpalić ogień w palenisku. Zjawiła się Victoria z piankami.
-Niema to jak słodkie i ciepłe zakończenie dnia, co nie Paula?
-Tak, ale zostaw coś też dla mnie.
Jedliśmy w spokoju. Mało rozmawialiśmy. Jak już to "aha", "noo", "tia" itp. Mam nadzieję, że będziemy coraz częściej rozmawiać.
***
 I oto koniec części pierwszej. Najważniejszym punktem tej części jest przyjazd do hotelu. Mam nadzieję, że dotrwaliście do tego miejsca :P. Ja się już żegnam, do zobaczenia za tydzień o tej samej porze. Prosiłam by w komentarzach znalazły się wasze opinie. Dziękuję, koniec komunikatu.
Margaret von Cats=^.^=

Pogrywaj z Historiami

piątek, 2 maja 2014

Zmiany

Witam,
z tej strony Margaret von Cats czyli stara Simowa Simka :). Zmieniłam nazwę bo tamta była trochę kiczowata :P. Jednak dalej będę prowadzić Simowe Opowieści tylko pod inną nazwą nicku. Jest kilka zmian w wyglądzie blogu. Jak napisałam w przywitaniu postaram się trochę naprawić błędy w niektórych postach i wszędzie gdzie jest Simka czy Simowa Simka zmienię na Margaret von Cats. Ale to w weekend :). Mam nadzieje, że podobają się wam zmiany. Pozdrawiam. Milion i jeden całusów.
Margaret von Cats =^.^=

Pogrywaj z Zmianami